środa, 27 lipca 2011

Zegar zegarowi nie równy

   Przyznam się bez owijania w cokolwiek – pasjonuje mnie II Rzeczpospolita (Rzeczypospolita jak się dawniej pisało). Fascynujący jest dla mnie proces budowania władz Państwa praktycznie z niczego, gorzej – ze zlepków co najmniej trzech systemów prawnych, sądowych, własnościowych, administracyjnych. Muszę przyznać, że ogrom pracy legislacyjnej tak krytykowanych Sejmów międzywojennych jest porażający. Podobnie z dekretami pozaparlamentarnymi. To wszystko uczyniono bez komputerów, sprawnej łączności, w kraju biednym, o analfabetyzmie zbliżonym do 80%.
     Kodeks handlowy z czerwca 1934, który dotrwał aż do roku 2000, jest najwspanialszym przykładem dobrej roboty ustawodawczej.
     Ale są także przykłady anegdotyczne, albo na takie wyglądające. To także jest przedmiotem mojej fascynacji.
Przykład nie pierwszy z brzegu, lecz z chronologii – Ustawa z dnia 11 maja 1922 roku o rachubie czasu. Nie będę się znęcał nad definicjami poszczególnymi, lecz je po prostu zacytuję według tekstu z Dziennika Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej Nr 36 poz. 307.
     Dla przypomnienia kilka słów o położeniu polityczno-gospodarczym Polski w tamtym czasie: wojna polsko-sowiecka zakończona Traktatem Pokojowym w Rydze, jednakże Traktat z Rapallo zbliżył Rosję Radziecką z Niemcami, co oznaczało zagrożenie z obu stron. Do Rzeczypospolitej włączono tzw. Litwę Środkową z Wilnem, co na wiele już lat popsuło i tak zaognione relacje z Litwą Kowieńską. Górny Śląsk podzielony po III Powstaniu.
I tutaj mamy ustawę o rachubie czasu.

Artykuł 1
Doba zaczyna się legalnie w momencie dołowania słońca średniego w południku 15º na wschód od Greenwich. Godziny doby liczy się albo od początku do końca doby, albo też od początku do jej połowy, a następnie od połowy do końca doby, odróżniając godziny jednoimienne słowami po północy (ppn.) i po południu (ppd.).
Artykuł 2.
Legalna rachuba czasu obowiązuje wszystkie władze i urzędy państwowe i samorządowe.
Artykuł 3.
Zegary, znajdujące się w miejscach publicznych, z wyjątkiem zegarów słonecznych, powinny wskazywać czas odpowiednio do art. 1 niniejszej ustawy z rzetelnością w rozumieniu art. 10 i 11dekretu o miarach z dnia 8 lutego 1919 r. (….)
Artykuł 4.
Wykonanie ustawy niniejszej powierza się wszystkim ministrom we właściwym każdemu z nich zakresie. (…..)

     Zgodnie z przepisami wykonawczymi uchybienia wskazań zegarów w miejscach publicznych (za wyjątkiem słonecznych) określone w Art. 3 mogły wynosić: 3 minuty – w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Lwowie i Wilnie; 5 minut - w miastach, posiadających stacje kolejowe lub telegraficzne; 20 minut - w pozostałych zaś miejscowościach.

To jeszcze nic, najważniejszym zaskoczeniem jest, według mnie, iż powyższe przepisy zostały anulowane dopiero w czerwcu 1966 roku. 

środa, 6 lipca 2011

Berezy inauguracja

     Zgodnie z art. 1 Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 17 czerwca 1934 w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu (Dz. Ustaw Nr 50 poz. 473) w Berezie Kartuskiej, w obiektach byłych carskich koszar utworzono tzw. „miejsce odosobnienia”, przeznaczone dla osób nie skazanych oraz nie aresztowanych z powodu przestępstw. Podstawą „przytrzymania i przymusowego umieszczenia osoby” w miejscu odosobnienia było, zgodnie z powołanym Rozporządzeniem (mającym moc ustawy) „postępowanie dające podstawę do przypuszczenia, że grozi z ich strony (tych osób) naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego”.
     Art. 2 Rozporządzenia stwierdzał, że „postanowienie o przymusowem odosobnieniu wydaje sędzia śledczy na wniosek władzy, która zarządziła przytrzymanie; uzasadniony wniosek tej władzy jest wystarczająca podstawą do wydania postanowienia”.
     Dlaczego właśnie dzisiaj przypominam wyjątki z zapomnianego totalnie aktu prawnego ? Ano dlatego, iż 77 lat temu - 6 lipca 1934 do byłych koszar carskich (te z kolei powstały w zabudowaniach Klasztoru Kartuzów) w miejscowości Bereza Kartuska, znajdującej się obecnie na terenie Białorusi przywieziono pierwszych pensjonariuszy, trzech działaczy Obozu Narodowo-Radykalnego oraz dwóch członków Komunistycznej Partii Polski. Warto dodać, iż pierwsza partia „osób odosobnionych” dotarła do Berezy na 8 dni przed formalnym utworzeniem jednostki organizacyjnej pn. „miejsce odosobnienia” - taki był porządny porządek.
Stosowana w Berezie zasada, iż z odosobnienia można było zrezygnować na podstawie podpisanej przez „osadzonego” deklaracji lojalności, jakoś dziwnie kojarzy mi się z pewnymi, inaczej nazywanymi miejscami - „internatami” stanu wojennego. Dobre wzory nie poszły na marne.

piątek, 1 lipca 2011

Zamach we Lwowie

     A jak już się tak o tych zamachach zaczęło rozpisywać, to może o jednym takim zapomnianym jakby. W tym roku będzie 90 rocznica, a zamach na szczęście nie był udany.
     Do Lwowa 25 września 1921 przybył Naczelnik Państwa Marszałek Józef Piłsudski. Oficjalnym celem wizyty było otwarcie pierwszych Targów Wschodnich. Program pobytu Marszałka we Lwowie był bardzo napięty, tak więc wybór miejsca i czasu zamachu oznaczać musiał znajomość tego programu.
     Organizatorem zamachu była młodzieżowa organizacja Wola, wchodząca w skład emigracyjnej Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO), kierowanej przez płk Jewhena Konowalca, a finansowanej m.in. przez wywiad niemiecki. Bezpośrednim wykonawcą zamachu był dwudziestoletni Stepan Fedak, pseudonim Smok, syn znanego w mieście adwokata i działacza społecznego o tym samym imieniu, w przeszłości adiutant atamana Semena Petlury. Fedak, dysponując paszportem z wiza niemiecką miał być po zamachu ujęty przez jego współtowarzyszy przebranych w mundury polskiej policji i wywieziony za granicę.
     O godz. 20 Marszałek wraz z wojewodą Kazimierzem Grabowskim wyszedł bez żadnej eskorty z Ratusza i wsiadł do otwartej limuzyny. Do bardzo wolno jadącego samochodu przedarł się bez trudu zamachowiec uzbrojony w rewolwer Fedak. Oddaje cztery strzały, trafiając wojewodę w obie ręce oraz ostatnim pociskiem samego siebie. Marszałek wyszedł z zamachu bez szwanku i 15 minut po strzelaninie odbierał owacje od tłumu zgromadzonego we lwowskim Teatrze Wielkim. Ranny wojewoda dotrzeć jeszcze zdołał na bankiet zorganizowany po spektaklu.

     Rannego od kuli i pobicia przez tłum zamachowca przesłuchano. Twierdził, iż jego celem był wojewoda, odpowiadający za szykany wobec ludności ukraińskiej. Po rocznym śledztwie odbył się proces Fedaka, oskarżonego o usiłowanie zabójstwa i zdradę stanu. Został skazany na 6 lat więzienia. Razem z nim sądzono 12 działaczy organizacji ukraińskich, biorących udział w przygotowaniu i wykonaniu zamachu. Tylko czterech zostało skazanych na 2,5 oraz 1,5 roku więzienia, resztę uniewinniono. Tak łagodne potraktowanie uczestników spisku na Naczelnika Państwa może zastanawiać. Podobno sam Piłsudski, zgodnie ze wspomnieniami jego Małżonki, miał wpływ na wyrok sądu. Fedaka objęła amnestia po odbyciu połowy kary.

     Niczego nie sugeruję, lecz warto przypomnieć, iż w tym samym czasie, kilkaset kilometrów na północ od Lwowa, prawie od roku egzystowała suwerenna republika Litwa Środkowa, dysponująca rządem, parlamentem, wojskiem, flagą, herbem, nadająca obywatelstwo, wydająca znaczki pocztowe, o powierzchni 13 490 km². Szkopuł w tym, iż państewko to utworzone zostało w wyniku upozorowanego buntu generała Lucjana Żeligowskiego. Upozorowanego na rozkaz samego Marszałka Piłsudskiego. Podobno.

Bo to ciekawe czasy były. I ludzie ciekawi.